Syn Tymeusza, niewidomy siedział przy drodze. Usłyszał, że Jezus przechodzi więc zaczął wołać: Jezusie, Synu Dawida, ulituj się nade mną. Ci, którzy przechodzili obok, uciszali go. Nie chcieli, by Jezus go usłyszał. Chcieli być pierwsi, czuli, że ich potrzeby są ważniejsze. On nie przestawał, wolał dalej. Usłyszał go Jezus i przywołał do siebie. Batrymeusz, nie widział, ale miał dobry słuch i słyszał nadchodzącego Jezusa. Wykorzystał, to, co miał: słuch! Uczynił pierwszy krok i został usłyszany. Jezus zapytał go: Co chcesz, abym Ci uczynił? Rabbuni, abym przejrzał. Pragnął czegoś więcej. Jezus poznał, że i ten dar właściwie wykorzysta i uzdrowił go. On wstał i poszedł za Nich chwaląc i wielbiąc Boga.
A ja? Ile już miałam spotkań z Jezusem: w sakramentach, Eucharystii? Czytając dziś o tym spotkaniu Bartymeusza z Jezusem, przypominam sobie przechodzenie Jana Pawła II i jego zatrzymanie się przy mnie. Wtedy nie byłam świadoma, teraz rozumiem więcej...
Jezu, który przechodzisz każdego dnia, pozwól mi dostrzec Cię i usłyszeć, gdy mówisz do mnie, bym nigdy nie rozminęła się z Tobą. Niech spotkanie z Tobą przemienia moje serce.